Kiedy w końcu wyszło słońce i zrobiło się ciepło, powyciągałem z szafy lekkie i przewiewne rzeczy.
To jest tak – ja bardzo lubię zimowe materiały. Zwłaszcza flanele darzę miłością głęboką i prawdziwą. Ale gdy je tak noszę, z czasem narasta we mnie tęsknota do lekkich marynarek bez podszewki; do przewiewnych spodni; do mokasynów, których nawet nie trzeba sznurować. A potem się to odwraca, przez lato zaczynam tęskić za flanelą i tweedem i ciężkimi brogsami za kostkę. I tak to się kręci.
Pogoda jest ostatnio strasznie w kratkę (i to nie jest jakiś ładny Prince of Wales nawet), więc tym chętniej chwyciłem te letnie i lekkie rzeczy, gdy tylko słońce wyjrzało jakoś tak śmielej, a temperatura powoli zaczęła przekraczać piętnaście stopni. Nie, że taki stan rzeczy się utrzymał – po południu już grzmiało i lało, ale co się przespacerowałem brzegiem Wisły ubrany na wiosennie to moje.
Lubię się z tymi spodniami – tkanina to mieszanka wełny, lnu i jedwabiu w otwartym splocie – są więc lekkie, ale trzymają kanty, nie gniotą i nie wypychają się tak potwornie jak czysty len. Do tego rdzawy kolor to miłe odstępstwo od klasycznej szarości czy beżu. A pasuje do niebieskich, granatowych i innych takich marynarek jak ulał.
Marynarka jest z garniturowego kompletu, ale tkanina jest o otwartym splocie i widocznej fakturze. Ma też nakładane kieszenie, więc wygląda zupełnie normalnie jako odd jacket.
Spierałem się z Mikołajem z Blue Loafers na temat tych kieszeni. To znaczy – nie tych konkretnych, ale generalnie: Mikołaj sztywno dość rozdziela nakładane jako odpowiednie dla odd jackets i cięte – dla garnituru. Ja lubię nakładane, na drugim miejscu cięte bez patek, niezależnie od tego, czy marynarka ma spodnie od kompletu czy nie. Pierwsze ujmują formalności, co mi się z zasady podoba – no i zdecydowanie ułatwiają noszenie marynarki osobno. Drugie są bardzo subtelne i nie zwracają uwagi. Co prawda teoretycznie najbardziej formalne – takie są w smokingu – ale mnie to nie razi. Co by mnie miało razić w takiej marynarce, na przykład? Piękna jest. Ciekaw jestem waszego zdania w temacie.
Dobra, dygresje. Ad rem: koszula OCBD i krawat z jedwabnej surówki, lniana poszetka – wszystko świeżo i lekko.
Na nogach zamszowe tassel loafers, z cienkimi skarpetkami, bo nadal jednak nie jest to środek upalnego lata, a dopiero chwiejnie i niepewnie wkraczająca do miasta wiosna.
I trochę dlatego, że gdyby były na gołą stopę, nie ma możliwości, żeby ktoś się nie przyczepił. Zostawię sobie tę przyjemność na potem, dziś zajmę się dyskusją z innymi zarzutami.
Spodnie – pracownia krawiecka Andrzeja Kuci, Kraków, św. Gertrudy 8 // marynarka – Lazar MTM // koszula – Miler Luxury Shirts // krawat – Poszetka.com // poszetka – Bows-n-ties // okulary – Moscot Miltzen // buty – Partenope.pl
Zdjęcia: Robert Purwin (Mr. Faceless)