Nie ma nic złego w wyglądaniu czasem trochę retro.
Poza dżinsami, praktycznie nie noszę spodni na pasek. Wolę szelki, a jeszcze częściej – boczne regulatory. Przy wyższym stanie spodni i mojej sylwetce sprawdza się to bardzo dobrze, a spodnie trzymają się tam, gdzie mają się trzymać. Podoba mi się ten styl – jest czysty, bez dodatkowych centymetrów w pasie. Proste linie, jeden mniej dodatek do skoordynowania z resztą zestawu.
Ale sądzę, że prędzej czy później zamówię sobie parę spodni w stylu hollywoodzkim
Takie spodnie nie mają odszytego pasa, po prostu tkanina ciągnie się nieprzerwanie do samej górnej krawędzi. Szlufki są nieco opuszczone i nieco materiału wystaje znad paska. Ten powinien być raczej wąski. Do tego jeszcze zakładka czy dwie. Tak, wygląda to trochę oldskulowo – ale w fajny sposób.
Tam, gdzie zwykle znajdowałby się pas i tak zwykle usztywnia się warstwą płótna, ale taka konstrukcja nadal może być lżejsza i wygodniejsza, zwłaszcza w ciepłe dni. Jeśli spodnie będą z lnu, z nieco szerszą nogawką (ale bez przesady), jest szansa, że wyjdzie z tego para spodni, które fantastycznie będą się nosić latem.
Jeśli będą z flaneli, możesz założyć do nich golf i kurtkę-bomberkę – i wyglądać jak kuzyn Indiany Jonesa.
Ten fason kojarzy się z Sinatrą i Astairem; ze swobodną i naturalną klasą. Retro, ale dobre retro. I można z nim poeksperymentować, na przykład nosić z szelkami:
Albo bocznymi regulatorami:
Wygląda to wszystko na tyle subtelnie, że udźwignie i odważniejszą tkaninę:
Ja zamówiłbym takie spodnie jako część brązowego lnianego garnituru. Z marynarką z niższą kozerką, szerszymi, ale nadal miękkimi ramionami. A jak wy byście je nosili?